Monday, 15 August 2016

Hiking, midnight parties at the lodge and whitewater rafting

After doing the hike around  Kathleen Lake, we decided to try a longer one (18 kilometers) and chose the Auriol Trail, which was one of the first trails to be created after the establishment of Kluane National Park in 1970s. The hike was gorgeous- it led us through the lush forest into sub-alpine and alpine territories and dense bush, where our guide had to yell from time to time to scare the bears away.  Along the way we saw small, clear-watered ponds, which are frequently visited by moose. Again, there were signs of bear activity almost everywhere, be it on the trees, which they use to rub against to mark the territory as theirs or in their berry-filled poohs. 

We thought the day couldn't get better but it did in the evening. Our lodge filled with new visitors from Switzerland and Canada as well as few friends of our host and all of us shared some funny stories and great Scottish whiskey. The laughter kept getting more intense as the level of the whiskey in the bottle gradually went down. Even the beautiful malamute seemed to have been enjoying herself and her joyful barking mixed in with our laughter  resonating within the wooden walls.

Today we did whitewater rafting on  Tatshenshini river. (grade 3/4) It was a lot of fun and we saw many eagles but by the end of  it it did get really cold.

Right now we are in Haines, Alaska. It's a beautiful port town with great halibut steaks (according to Raph) and even though we've just arrived here, we have already encountered what the residents of Yukon call the 'colourful 25 % '(meaning nicely weird people at best, really creepy  at worst). To illustrate the former category, I will give an example of a conversation overheard in a tiny shop called 'Nature':
The owner of the shop was telling the visitor a story of a young woman who had died prematurely in that house  and 'she's been haunting it ever since'. That sentence did not sound 'too colourful' (yet). But then the owner added:' I've never seen her myself but I do rather believe ghosts live in the furniture. So we should be aware of them'. And the woman, instead of laughing at this, somewhat interesting, concept, replied in all solemnity: 'Oh please, don't scare me. I've had too many serious (!) ghost encounters! I don't need any more of them'.
Alaska is truly fascinating...




































Po udanym hike'u wzdlug jeziora Kathleen, wybralismy sie na dluzszy, tym razem 18kilometrowy, szlakiem Auriola. Szlak ten zostal utworzony jako jeden z pierwszych, wraz z zalozeniem Parku Narodowego Kluane w latach siedemdziesiatych.
Hike byl piekny- sciezka wila sie przez bujne lasy az do podalpejskich regionow i w alpejskie terytoria pokryte borowkami i gestymi krzakami. (w pewnym momencie krzaki byly tak geste, ze widocznosc zostala ograniczona do tego stopnia, iz przewodnik musial co chwila wykrzykiwac ' Hej misiu, misiu!', zeby odstraszyc mogace grasowac w okolicy niedzwiedzie. Po drodze widzielismy takze malutkie jeziorka, o krystalicznie czystej wodzie, ktore sa podobno czesto odwiedzane przez losie z mlodymi.
Tak jak poprzedniego dnia, na szlaku widzielismy wiele znakow swiadczacych o tym, ze w okolicy grasuja misie- od futra zostawionego na drzewach, o ktroe niedzwiedzie sie ocieraja, zeby zaznaczyc swoje terytorium, az po wypelnione jagodami misiowe odchody.
Myslelismy, ze dzien ten nie mogl juz byc lepszy ale w naszej lodzy czekala nas mila niespodzianka. Lodza nagle wypelnila sie goscmi ze Szwajcarii i Kanady oraz przyjaciolmi naszymi gospodarza. Spedzilismy z nimi wspanialy wieczor dzielac sie zabawnymi opowiesciami i dobra Szkocka whisky. Smiech stawal sie coraz glosniejszy w miare jak whisky ubywalo. Do naszej zabawy dolaczyl sie nawet przepiekny malamut, ktorego wesole szczekanie zmieszalo sie z naszym smiechem.

Dzis, zrobilismy whitewater rafting na rzece Tatshenshini (British Columbia). Niektore spadki osiagaly stopien 3, a nawet 4. Bawilismy sie swietnie mimo, iz sply trwal troche za dlugo i pod koniec bylo juz naprawde strasznie zimno. ( na zewnatrz 10 stopni, deszcze i wiatr). Tak, jak w zeszlym roku w Kenai, w tym tez zaobserwowalismy duzo orlow.

Pare godzin temu dotralismy do miasteczka Haines, ktore znajduje sie na Alasce. To portowe miasteczko jest bardzo urodziwe i wedlug Rafcia steki z halibuta sa naprawde wysmienite. Co wiecej, mimo, iz jestesmy tu niespelna piec godzin, juz udalo nam sie spotkac kilka osob reprezentujacych 'kolorowe dwadziescia piec procent' (czyli mile szurnietych ludzi w najlepszym wypadku lub totalnych swirow, ktorych nalezy omijac z daleka w najgorszym). Zeby zaobrazowac ta pierwsza kategorie, przytocze rozmowe, ktora uslyszelismy, jak weszlismy do sklepu 'Natura' z lokalnymi wyrobami.  Wlasciciel sklepiku opowiadal klientce, jak to w jego domu #przedwczesnie zmarla mloda kobieta i od tego czasu, od 25 lat, podobno nawiedza jego dom.' Myslelismy, iz zartuje ale on za chwile dodal: 'Jednak ja jej nigdy nie spotkalem, wiec chyba poszla. Natomiast wierze, ze duchy mieszkaja w meblach'. Jak to uslyszelismy, bylismy pewni, iz klientka parsknie smiechem lub chociaz spojrzy na wlasciciela z niedowierzaniem, jednak ona odparla: 'Prosze mnie nie straszyc! Ja juz dosc duchow w swoim zyciu widzialam i nie byly to przyjemne spotkania!' 
Alaska to jednak fascynujace miejsce....


No comments: