

Today we did whitewater rafting on Tatshenshini river. (grade 3/4) It was a lot of fun and we saw many eagles but by the end of it it did get really cold.
The owner of the shop was telling the visitor a story of a young woman who had died prematurely in that house and 'she's been haunting it ever since'. That sentence did not sound 'too colourful' (yet). But then the owner added:' I've never seen her myself but I do rather believe ghosts live in the furniture. So we should be aware of them'. And the woman, instead of laughing at this, somewhat interesting, concept, replied in all solemnity: 'Oh please, don't scare me. I've had too many serious (!) ghost encounters! I don't need any more of them'.
Alaska is truly fascinating...
Po udanym hike'u wzdlug jeziora Kathleen, wybralismy sie na dluzszy, tym razem 18kilometrowy, szlakiem Auriola. Szlak ten zostal utworzony jako jeden z pierwszych, wraz z zalozeniem Parku Narodowego Kluane w latach siedemdziesiatych.
Hike byl piekny- sciezka wila sie przez bujne lasy az do podalpejskich regionow i w alpejskie terytoria pokryte borowkami i gestymi krzakami. (w pewnym momencie krzaki byly tak geste, ze widocznosc zostala ograniczona do tego stopnia, iz przewodnik musial co chwila wykrzykiwac ' Hej misiu, misiu!', zeby odstraszyc mogace grasowac w okolicy niedzwiedzie. Po drodze widzielismy takze malutkie jeziorka, o krystalicznie czystej wodzie, ktore sa podobno czesto odwiedzane przez losie z mlodymi.
Tak jak poprzedniego dnia, na szlaku widzielismy wiele znakow swiadczacych o tym, ze w okolicy grasuja misie- od futra zostawionego na drzewach, o ktroe niedzwiedzie sie ocieraja, zeby zaznaczyc swoje terytorium, az po wypelnione jagodami misiowe odchody.
Myslelismy, ze dzien ten nie mogl juz byc lepszy ale w naszej lodzy czekala nas mila niespodzianka. Lodza nagle wypelnila sie goscmi ze Szwajcarii i Kanady oraz przyjaciolmi naszymi gospodarza. Spedzilismy z nimi wspanialy wieczor dzielac sie zabawnymi opowiesciami i dobra Szkocka whisky. Smiech stawal sie coraz glosniejszy w miare jak whisky ubywalo. Do naszej zabawy dolaczyl sie nawet przepiekny malamut, ktorego wesole szczekanie zmieszalo sie z naszym smiechem.
Dzis, zrobilismy whitewater rafting na rzece Tatshenshini (British Columbia). Niektore spadki osiagaly stopien 3, a nawet 4. Bawilismy sie swietnie mimo, iz sply trwal troche za dlugo i pod koniec bylo juz naprawde strasznie zimno. ( na zewnatrz 10 stopni, deszcze i wiatr). Tak, jak w zeszlym roku w Kenai, w tym tez zaobserwowalismy duzo orlow.
Pare godzin temu dotralismy do miasteczka Haines, ktore znajduje sie na Alasce. To portowe miasteczko jest bardzo urodziwe i wedlug Rafcia steki z halibuta sa naprawde wysmienite. Co wiecej, mimo, iz jestesmy tu niespelna piec godzin, juz udalo nam sie spotkac kilka osob reprezentujacych 'kolorowe dwadziescia piec procent' (czyli mile szurnietych ludzi w najlepszym wypadku lub totalnych swirow, ktorych nalezy omijac z daleka w najgorszym). Zeby zaobrazowac ta pierwsza kategorie, przytocze rozmowe, ktora uslyszelismy, jak weszlismy do sklepu 'Natura' z lokalnymi wyrobami. Wlasciciel sklepiku opowiadal klientce, jak to w jego domu #przedwczesnie zmarla mloda kobieta i od tego czasu, od 25 lat, podobno nawiedza jego dom.' Myslelismy, iz zartuje ale on za chwile dodal: 'Jednak ja jej nigdy nie spotkalem, wiec chyba poszla. Natomiast wierze, ze duchy mieszkaja w meblach'. Jak to uslyszelismy, bylismy pewni, iz klientka parsknie smiechem lub chociaz spojrzy na wlasciciela z niedowierzaniem, jednak ona odparla: 'Prosze mnie nie straszyc! Ja juz dosc duchow w swoim zyciu widzialam i nie byly to przyjemne spotkania!'
Alaska to jednak fascynujace miejsce....
No comments:
Post a Comment