Monday, 10 August 2015

Day 3 and 4: On the Road:Talkeetna to Fairbanks and Fairbanks to Old Copper

Yesterday we drove from Talkeetna to Fairbanks through Denali Park. Months ago we decided not to enter Denali Park due to the fact that one has to share a bus with 80 other people (it is not possible to drive through Denali in one's own car) and it was a good decision. Although the park is undeniably breathtaking, the crowds in the buses are more frightening than a possibility of one-on-one black bear encounter. (It has to be emphasized here  that black bears are much more dangerous than grizzly bears (also less glamorously known as 'brown' bears). Not only is it possible to buy ice-cream 5 miles from the entrance to Denali National Park, but a hungry tourist can also devour a hot dog with a huge portion of chips. There is also a dozen of tasteful gift shops to complete the picture. Besides, the weather was not as good as it could have been (quite rainy) and Mount McKinley did not think it appropriate to try to scare away the fog that was wrapped tightly around it.
We did see a lot of Denali State Park, though, including wilderness, where a traveler known from 'Into The Wild' lost his life.
Fairbanks turned out to be much bigger than we had expected. It has malls, Starbucks and McDonalds. We even visited Antique Automobile Museum, which was very interesting.
Majority of the city, however, is devoted to military. Military airport covers the area, which is almost half as big as whole Fairbanks( and it is only one of the four military airports in the area).
Today we drove from Fairbanks to a beautiful place 'in the middle of nowhere' but not far from Copper Town. The drive was beautiful- wild lakes, surrounded by majestatic mountains, peaceful streams becoming angry, wide rivers with rocks scattered around their beds, fields of heathers suddenly becoming high forests...and the abundance of colours- dark grey sky turning ocean blue then suddenly graphite in stark contrast to green forests and golden fields.  True wilderness, which makes one understand why it is true what people living in Alaska say 'One hasn't experienced wilderness until one visits Alaska'. We spotted two moose but did not see any grizzly bears. Perhaps luckily, considering we experienced thrunderstorm and had some car issues ( warning that pressure in our rear tyre was too low)
After many hours of drive, we arrived in Copper Moose Bed and Breakfast, where we have an RV. The owner is incredibly nice. He told us to come over to the main house for a fresh cake with ice cream (which we are about to do) and imparted some knowledge about animals in Alaska. Apparently, when one encounters a bear it's good to give it as much space as possible and back away, but most surprisingly, the most dangerous animal in Alaska is ...our old friend...moose! Moose tend to be very aggressive and they won't give their way to human. What's even worse, they are known to attack humans, just out of spite (or so, we, humans, think).
He also added that there are not as many mosquitos as there normally are, because of extremely dry season and many fires (second in the whole hostory- 5 million acres got burnt this year). There is a downside to this, however, dry season is very good for hornets! Tomorrow, we are hoping that the sky will clear up and we will be able to get to McCarthy  (only a gravel road leads there).


Wczoraj opuscilismy nasza sliczna lodze w Talkeetnie i udalismy sie do Fairbanks przez Denali Park (State Park, a nie National Park). Juz pare miesiecy temu poedjelismy decyzje o tym, zeby ominac Denali ze wzgledu na to, ze nie mozna tam wjechac samochodem i jedynym rozwiazaniem jest wjazd ze zorganizowana grupa z 80cioma innymi turystami. Wczoraj upewnilismy sie, ze nasza decyzja okazala sie sluszna. Co prawda, widoki w Denali byly zapierajace dech w piersiach, jednak nieopodal wjazdu do parku, w samej dziczy, nagle wyroslo malutkie miasteczko oferujace hot dogi, frytki i bardzo gustowne (watpliwie oczywiscie) sklepiki sprzedajace mydlo, powidlo i kabanosy z losia.  Poza tym, pogoda nie byla taka dobra, jak powinna, zeby zobaczyc gore McKinley, ktora owinela sie cieplutko mgla i nie pokazala nawet kawalka siebie. (podobno tylko jeden dzien na piec jest wystarczajaco ladny, z na tyle dobra widocznoscia, zeby cieszyc sie tym wspanialym widokiem).
Mimo wszystko, po drodze, widzielismy wiele wspanialych widokow i nawet moglismy docenic dzikosc obszaru, w ktorym zginal znany podroznik z 'Into The Wild'.
Fairbanks okazal sie o wiele wiekszy, niz sie spodziewalismy. Przywitaly nas ogromne sklepy, Starbucks i McDonals(oraz mase kosciolow i kilka budynkow reklamujacych wystepy 'showgirls'). Jednak najbardziej zaskakujace bylo to, ze wiekszosc miasta jest zdominowana przez militaria. Lotnisko wojskowe zajmuje prawie polowe obszaru calego miasta, a jest tylko jednym z czterech lotnisk wojskowych w okolicy. Nieopodal znajduje sie tez wiele baz militarnych. Na ulicach zas widac zolnierzy lub bylych zolnierzy (ktorych mozna poznac po specyficznym sposobie zachowania). Wybralismy sie do muzeum ze starymi samochodami, w ktorym znajdowaly sie modele nawet z poczatku XXwieku.
Dzis wyruszylismy z Fairbanks do 'miejsca, gdzie diabel mowi dobranoc', polozonego dosc niedaleko Copper Town. Droga byla cudowna. Nigdy nie widzielismy tak dzikiego rejonu i prawda jest to co mowia mieszkancy Alascy: ' Nie wiesz co to dzikosc, dopoki nie przyjedziesz na Alaske'. Widoki byly przepiekne- dzikie jeziora, otoczone majestatycznymi gorami, spokojne strumyki nagle zmieniajace sie w wyjace, roszalale rzeki, tak szerokie, ze zdaja sie nie miescic w swoich korytach, pola wrzosow, ktore nagle staja sie zielonymi, strzelistymi lasami, surowa tundra przechodzaca niepostrzezenie w bujna tajge... i nasycone kolory- kontrast pomiedzy grafitowo-czarnym niebem oraz zlotymi polami i zielenia. Znowu udalo nam sie spotkac dwa losie, jednak nie widzielismy zadnego niedzwiedzia. Moze i dobrze, biorac pod uwage fakt, ze rozpetala sie straszna burza, a nasza kontrolka pokazala, ze w tylnej oponie jest za malo cisnienia (przez ponad 100 mil jechalismy z dusza na ramieniu).
Po wielu milach, dotarlismy do Copper Moose Bed amd Breakfast, gdzie mamy swoja, zadziwiajaco komfortowa, przyczepe. Bed and Breakfast prowadzi przemily starszy pan, ktory od 42 lat mieszka w tych opowiesciach i od razu zaoprosil nas na ciasto i lody do glownego domu( zaraz mamy zamiar z tego zaproszenia skorzystac). Opowiedzial nam tez bardzo duzo o zwierzetach zamieszkujacych Alaske. Podobno, gdy spotka sie niedzwiedzia, trzeba udawac, ze jest sie wiekszym niz w rzeczywistosci, wydawac duzo dzwiekow i cofac sie, dajac mu Lebensraum. Co najciekawsze, jednak, niedzwiedz nie jest najbardziej niebezpiecznym zwierzeciem na Alasce. Ten tytul przypada naszemu dobremu znajomemu...losiowi !Podobno losie sa nie tylko bardzo agresywne i nie schodza czlowiekowi z drogi, ale tez potrafia zaatakowac tak po prostu, bo maja taka fanaberie.
Pan powiedzial takze, ze w tym roku jest zaskakujaco malo komarow ze wzgledu na susze (przez to, ze jest tak sucho, jest to drugi rok w historii pod wzgledem pozarow- spalilo sie az dotad 5 milionow akrow). Jednak w naturze zawsze musi byc jakis balans- przez to, ze nie ma tak duzo komarow i jest tak sucho, stworzyly sie rajskie warunki dla szerszeni, ktorych podobno jest masa!
Jutro, jesli sie rozpogodzi wyruszymy do McCarthy (wiedzie tam zwirkowa droga, wiec musi byc troche mniej mokro)

 

 
 





 

No comments: