Podroz z Vientiane do Pakse byla koszmarem. Mielismy jechac V.I.P. busem z rozkladanymi siedzeniami, niestety jednak, po dotarciu na dworzec nie czekal na nas wczesniej wspomniany V.I.P. bus, tylko autobus z lozkami, brzydko pachnacymi(zeby nie powiedziec smierdzacymi) kocami, bez zadnych pasow bezpieczenstwa i z toaleta, i w ktorej trzeba bylo sie zginac wpol. Podroz byla straszna. Czulo sie kazda najmniejsza dziure(a bylo ich doprawdy duzo).Jednakze jakims cudem dotralismy do Pakse.
Cali.Zdrowi.
Plusem bylo to,ze spotkalismymilych 2 Francuzow z porblemami zoladkowymi oraz wielu Brytyjczykow i Australijczykow.Nasi towarzysze niedoli.
Pakse jest bardzo ladne.Male, prawie bez turystow, z klimatem tropikalnym.Otoczone przez gory z bujna roslinnoscia i z czerwonymi drogami tworzy naprawde sliczny widok.
Jedzenie ok.Do czasu.Wlasnie zoladek Dominiki stwierdzil,ze jednak nie jest ok.
Do Kambodzy wyruszamy pojutrze ,jutro spokojnie obejrzymy miejscowosc, swiatynie.
Tym razem musimy sie upewnic,ze autobus bedzie takim autobusem, jaki chcemy,
Pozdrowionka z Laosu.
P.S.Rafcio uwaza sie za Krola Laosu.A Dominika w takim razie jest krolowa.
Tuesday, 30 June 2009
Sunday, 28 June 2009
Laos: Vientiane
Po 14-godzinnej podrozy dotarlismy do stolicy Laosu-Vientiane. Powital nas ulewny deszcz-zaczela sie pora monsunowa.
Vientiane bez zadnych rewelacji. Odiwedzilismy najwieksza swiatynie, przejechalismy sie tuk-tukiem, pochodzilismy i tyle. Na ulicach nikogo nie ma.Wszyscy podroznicy tak jak my schowani w kawiarenakch internetowych, saczac kawe psiza maile z Laosu.
Jestesmy w kropce.Nie wiemy,czy ryzykowac i jechac na polnco do Luangprabong, czy od razu udac sie na poludnie, skad blziej do Kambodzy i Angkor Watu.
Jedzenie niedobre.Zbyt ostre.Tesknimy za tajskim.
Ale jest kilka plusow.
Ladny guesthouse za niewielka sume(15 dolarow na 2 osoby).
No i zupelnei inne zycie/Bardzo mili,usmeichnieci Laotanczycy(???)
Mily Amerykanin z San Francisco, ktory mieszka tu juz od 7 lat(niezrozumialy wybor dla nas)
Moze wreszcie sie dzis wyspimy.
Vientiane bez zadnych rewelacji. Odiwedzilismy najwieksza swiatynie, przejechalismy sie tuk-tukiem, pochodzilismy i tyle. Na ulicach nikogo nie ma.Wszyscy podroznicy tak jak my schowani w kawiarenakch internetowych, saczac kawe psiza maile z Laosu.
Jestesmy w kropce.Nie wiemy,czy ryzykowac i jechac na polnco do Luangprabong, czy od razu udac sie na poludnie, skad blziej do Kambodzy i Angkor Watu.
Jedzenie niedobre.Zbyt ostre.Tesknimy za tajskim.
Ale jest kilka plusow.
Ladny guesthouse za niewielka sume(15 dolarow na 2 osoby).
No i zupelnei inne zycie/Bardzo mili,usmeichnieci Laotanczycy(???)
Mily Amerykanin z San Francisco, ktory mieszka tu juz od 7 lat(niezrozumialy wybor dla nas)
Moze wreszcie sie dzis wyspimy.
Friday, 26 June 2009
TAJLANDIA: Tuk tuk ? No? Maybe ping pong?!
Bangkok jest zdecydowanie stolica sex turystyki. Widac to na kazdym kroku. Jedzac kolacje w jednej z wiekszych knajp w okolicy widzielismy dookola nas conajmniej 5-6 par stary Angol+20letnia Tajka i cos gadka im sie nie klei... Tylko na okolo 10 sek. Dominika oddalila sie o pare krokow od swojego Rafcia i juz propozycja: do you want one, two or three? Na co Rafcio odpowiada: What? odpowiedz: hihihihi. Dlugo nie czekaly na klientow bo juz minute pozniej dwoch mlodych Anglikow nie spytalo What...
Widzielismy dzisiaj sliczna dzielnice historyczna z buddyjskimi swiatyniami i palacami - 35 PLN (co tutaj jest duza suma) ale zdecydowanie warto! Prawie zostalibysmy pozbawieni tego doswiadczenia, gdyz idac do wejscia dopadl nas jakis"uprzejmy" pan informujac nas,ze palac juz zamkniety ale moze nas zabrac tuk-tukiem do pobliskiego pozlacanego buddy. Mimo, ze nie chcielismy skorzystac z propozycji, uwierzylismy w bajke o zamknietym palacu i jedynie przypadek sprawil,ze tam wrocilismy.Oczywiscie daleko bylo mu do zamkniecia...
Bylismy takze w Chinatown.Brudno.Smierdzaco.Przeszla nam ochota na jedzenie, kiedy zoabczylismy w klatkach to,co mialoby byc za 10 minut na naszch talerzach.Zdecydowanie prefeujemy kuchnie tajska. Pychota! Za 10 zlotych mozna zjesc rewelacyjnie potrawy.Nawet Nika jest zachwycona i poki co nie doswiadczylismy tak taniej i dobrej kuchni w zadnym kraju.
Jutro wieczorem wyruzamy do Laosu-Vientiane.
Gorrrrraco
PS. Dla ciekawskich: sprawdzcie tuk tuk i ping pong + bangkok w google'u.
Widzielismy dzisiaj sliczna dzielnice historyczna z buddyjskimi swiatyniami i palacami - 35 PLN (co tutaj jest duza suma) ale zdecydowanie warto! Prawie zostalibysmy pozbawieni tego doswiadczenia, gdyz idac do wejscia dopadl nas jakis"uprzejmy" pan informujac nas,ze palac juz zamkniety ale moze nas zabrac tuk-tukiem do pobliskiego pozlacanego buddy. Mimo, ze nie chcielismy skorzystac z propozycji, uwierzylismy w bajke o zamknietym palacu i jedynie przypadek sprawil,ze tam wrocilismy.Oczywiscie daleko bylo mu do zamkniecia...
Bylismy takze w Chinatown.Brudno.Smierdzaco.Przeszla nam ochota na jedzenie, kiedy zoabczylismy w klatkach to,co mialoby byc za 10 minut na naszch talerzach.Zdecydowanie prefeujemy kuchnie tajska. Pychota! Za 10 zlotych mozna zjesc rewelacyjnie potrawy.Nawet Nika jest zachwycona i poki co nie doswiadczylismy tak taniej i dobrej kuchni w zadnym kraju.
Jutro wieczorem wyruzamy do Laosu-Vientiane.
Gorrrrraco
PS. Dla ciekawskich: sprawdzcie tuk tuk i ping pong + bangkok w google'u.
Thursday, 25 June 2009
TAJLANDIA: Pierwsze wrazenia z Bangkoku
Podroz zaczela sie dla nas bardzo szczesliwie, gdyz na lotnisku w Warszawie znalezlismy pieniadze(27o zl), a w dodatku przydzielili nam przez omylke klase biznes w boeingu 747.
W Bangkoku wyladowalismy o 12 czasu lokalnego.Na lotnisku zaskoczylo nas, ze wszyscy mieli maseczki , aby sie nie zarazic swinska grypa.
Jedzenie super i w dodatu tanie.
Pierwszy hotel z basenem(duzo powiedziane) za 10 euro.
Pierwsze odwiedziny:
Red Light District- turystyczna wizytowka Bangkoku-szybko wrocilismy spowrotem
Starbucks
Jutro:
Floating Market
Old City
Chinatown
Downtown
Pojutrze wyruszamy z Bangkoku.
Baaaaaaaaaaaardzo goraco i duszno
Bardzo duzo ruchu i zycia
Cdn.
W Bangkoku wyladowalismy o 12 czasu lokalnego.Na lotnisku zaskoczylo nas, ze wszyscy mieli maseczki , aby sie nie zarazic swinska grypa.
Jedzenie super i w dodatu tanie.
Pierwszy hotel z basenem(duzo powiedziane) za 10 euro.
Pierwsze odwiedziny:
Red Light District- turystyczna wizytowka Bangkoku-szybko wrocilismy spowrotem
Starbucks
Jutro:
Floating Market
Old City
Chinatown
Downtown
Pojutrze wyruszamy z Bangkoku.
Baaaaaaaaaaaardzo goraco i duszno
Bardzo duzo ruchu i zycia
Cdn.
Subscribe to:
Posts (Atom)