Saturday, 6 September 2014

First Day: Melbourne

Our Australian adventure began in Melbourne. We arrived here yesterday at 11 pm and were taken aback by cold, brisk weather. Although we had been expecting spring, we were not prepared for London November(minus the rain). Due to jet lag we woke up at 5 in the morning (unfortunately far from being the incarnation of the motto 'Rise and Shine'). We decided to begin the exploration of the city by visiting Queen Victoria Market (whih resembles Borough Market). Although the city was deserted at 8 am in the morning, the Market was crowded. Everyone wanted to try fresh, delicious food. (We even managed to find Polish Deli nestled between a booth with Manuka Honey and another one with Australian meat). Afterwards we went fir a walk in the heart of Melbourne- Central Business District and visited St Paul's Cathedral (which although beautiful, cannot compete with the one in London. That made me comprehend how relatively young Australia really is.) While admiring skyscrapers coexisting with Victorian buildings, we stumbled upon bluestone cobbled Hosier Lane, which is well known for street art. Being surrounded by otherwordly creatures and skulls engorged by flames was an unforgettable experience (a little bit spoiled by hordes of Asian tourists playing a game of 'who discovers Hosier Lane first, gets more points and can win the blue flag). From Hosier Lane, we walked across the Yarra River and discovered that Melbourne, admired from lush green park with palms and exotic birds making screeching noises was even more breathtaking. By this time of the day (noon) it got quite warm and more spring-like.
Our afternoon encompassed drinking coffee in one of quaint 'European' streets with delicious Italian espresso and getting lost in the biggest shopping mall we have ever seen. (Not even in the States have we been to such a collosal shopping centre- one could find anything there- from cars, throgh dogs to every single clothing brand one could name).
In the evening we went to Eureka Tower, the highest observation point in the Southern hemisphere. ( please do admire my bravery here-  fear of heights and 88th floor is not the best combination). The view, however, with the sunset setting over the horizon was definitely worth it. While walking back to our hotel, we found ourselves once again on the Federation Square, which was filled with screaming Asian teenagers. It turned out that someone called 'Eric' (apparently really famous, although if you think about it, how amusing it would be if he wasn't) was being interviewed on the stage. From what we gathered from his answers, he was a perfomer but the only thing he presented was a 'butt dance' (as you can imagine, this was welcomed with lots of shrieking and hysterical euphoria).
As our first day nearly comes to a close, we have to admit that Melbourne does indeed deserve the title of the cultural, shopping and business capital of Australia. Nowhere have we seen so many street performers (musicians, breakdancers and we can't forget the 'butt-shaking' Eric) and never have we been to such a huge shopping mall. Tomorrow we set to conquer Ocean Drive.


Nasza australijska przygode rozpoczelismy w Melbourne. Mimo, iz spodziewalismy sie chlodnej wiosny, bylismy zaskoczeni zimnem, ktore nas powitalo o 11. POgoda bardziej przypominala londynski listopad. Jet lag nie dal nam za dlugo pospac i zerwalismy sie o 5 nad ranem (niestety nie tak radosnie jak skowronki). Pierwsze kroki skierowalismy na Queen Victoria Market, gdzie zsobylismy niezbedne dodatki do owsianki Niki. Market przypominal nasz londynski (Borough Market): swieze produkty, wspaniale warzywa i owoce (tylko strasznie drogie banany- bo jak stwierdzila sprzedawczyni 'nie sezon') i udalo nam sie nawet znalezc polskie stanowisko (wcisniete pomiedzy stanowisko z miodami Manuka i australijskimi wyrobami). Market cieszy sie duza popularnoscia, co widac bylo po tym, ze o 8 rano tylko tam byly tlumy, podczas gdy cale miasto wygladalo na wymarle (jak bardzo pozniej zalowalismy, ze taki stan rzeczy sie nie zachowal, jak popoludniu na ulice wylaly sie tlumy!). Potem udalismy sie do Central Business District, odwiedzilismy St Paul's Cathedral (ktora niestety nie jest tak imponujaca, jak ta w Londynie, co uswiadomilo nam, jak mlodym krajem tak naprawde jest Australia). Odkrylismy takze Hosier Lane, znana ze sztuki ulicznej. Faktycznie, bycie otocznym z kazdej strony przez dziwne stwory albo plonace czaszki bylo niesamowtym przezyciem, ktore jednak zostalo troche umniejszone przez hordy Azjatyckich turystow wwbiegajacyh do uliczki i rzucajacych sie zeby podpisac jakies kartki(widocznie grali w jakas gre- kto pierwszy znajdzie Hosier Lane, ten dostaje niebieska flage?). Jednak dopiero po przekroczeniu mostu zdalismy sobie sprawe z tego, jak piekne jest Melbourne. Usiedlismy w parku z palmami, kontrastujacymi z nowoczesnymi wiezowcami, a nad glowa darly nam sie jakies kolorowe egzotyczne ptaki. O tej porze zrobilo sie tez cieplej i moglismy sie raczyc pysznym wloskim espresso w malej, kretej uliczce, ktora moglaby znajdowac sie w jakims wloskim albo hiszpanskim miescie.
Popoludniu wybralismy sie do centrum handlowego, ktore okazalo sie molochem. Nigdy nie bylismy w tak olbrzymiej galerii handlowej. Mozna tam kupic wszystko- od samochodow, przez ubrania wszystkich chyba marek swiata az do psow.Wieczorem zas podziwialismy miasto z gory, z najwyzszego punktu obserwacyjnego na polkuli poludniowej czyli Eureka Tower (prosze tu w tym momencie podziwiac moja odwage- wjechanie na 88 pietro przy leku wysokosci jest nie lada wyzwaniem!).
Wracajac ujrzelismy zabawna scenke- na Federation Square, ktory jest sercem kulturalnym Melbourne wystepowal jakis Azjata o imieniu 'Eric'. Z piskow i ogolnej histerii Azjatyckich nastolatkow nalezy wnioskowac, ze byl znany. Nam zaprezentowal jedynie swoj firmowy 'butt shake' czyli trzesienie pupy.
Ogolnie, Melbourne ma w sobie wplywy zarowno amerykanskie (szerokie, przestrzenne ulice, sporo fastfoodow), jak i brytyjskie( chyba tego nie trzeba rozwijac) ale rowniez azjatyckie! Wiekszosc restuaracji w centrum handlowym, na przyklad, byla wlasnie azjatycka- sushi, pho itd. Na ulicach tez co najmniej 40 procent przechodniow to Azjaci.
Miasto zdecydowanie zasluguje na miano kulturalnej, zakupowej i biznesowej stolicy Australii. (podobno na zakupy zjezdzaja sie tu ludzie z calego kraju). Jutro wyruszamy na podboj Ocean Drive, co bedzie mila odmiana po dzisiejszych tlumach.



















No comments: