Wednesday, 22 July 2009

Indochiny: Koniec podrozy!

Podroz dobiega konca. 24-tego wylatujemy do Amsterdamu i nastepnie do Warszawy (oby trafila nam sie znow business klasa i fotele z masazem w Boeingu 747!).

Czas na male podsumowanie.



TRASA:
Bangkok, Thailand - Vientiane, Laos: 519 km
Vientiane, LA - Pakse, LA: 464 km
Pakse, LA - Phnom Penh, CB: 407 km
Phnom Penh, CB - Siem Reap, CB : 233 km
Siem Reap, CB - Bangkok, TH : 363 km
Bangkok, TH - Koh Tao, TH : 414 km
Koh Tao, TH - Ko Phi Phi, TH: 286 km
Ko Phi Phi, TH - Bangkok, TH: 693 km
-----------
TOTAL : 3380 KM w 29 dni.



Praktyczne informacje:
BUDZET: bez prezentow, z transportem z Warszawy: 1600 EUR /os. ( w tym 8 dni na Ko Phi Phi w bardzo dobrych hotelach z tego 5 w ****).
Sredni koszt transportu: za 700 km okolo 900 BAHT (90 PLN).
Jedzenie: danie w dobrej knajpie okolo 150 bahtow (15 PLN). Napoje: 30 BAHT (alk. 120-150 BAHT).
Srednia cena guest house'u w Laosie i Kambodzy: 450 BAHT za 2 os (z klima + ciepla woda). W Bangkoku polecamy za 550 Baht Secret Garden (naprawde super warunki jak na ta cene).

Inne przykladowe ceny:
Wstep do Angkor : 20 USD.
Wiza Kambodza: 20 USD. (+ obowiazkowa lapowka za wyjazd z Lao, okolo 20 PLN)
W Kambodzy nie warto zamieniac na miejscowe 'fistaszki' tylko uzywac USD.
Do Tajlandii za kazdy wjazd (u nas 2): 100 PLN jeszcze zaplacone w Warszawie.
Wiza Laos: 30 USD.
Taxi w Bangkoku: sredni kurs 80 BAHT. Motoryksze (tuk tuk): od 10 - 200 bahtow oprocz Bangkoku gdzie nie warto brac (naciagaja a taksowki sa z klima i taximeterem).
Doba skutera: 200 BAHT, Doba quada: 800 BAHT.

ODRADZAMY PRZEWODNIKI LONELY PLANET dla tego regionu - znajdujemy lepsze i tansze guest house'y a polecane czesto zawodza. Zachwycaja sie wszystkim czym sie da (stolica Lao, gdzie naprawde niczego nie ma, Plaza Ko Tao....).

Wiekszosc opisalismy w naszych postach. Plusy i minusy poszczegolnych krajow w zaleznosci od tego czego szukacie:

LAOS:
+ Bardzo sympatyczni ludzie (zdecydowanie lepiej niz w TA czy w CA)
+ Tanio
+ Ladne widoki na poludniu
+ Kilka opinii, ze jest to najlepszy kraj do zamieszkania w krajach ASEAN na dluzsza mete.
- Polnoc podobno gorsza niz Chiang Mai
- Kiepska infrastruktura, srednie jedzenie (choc Amerykanie uwazaja za super)
- Stolica bardzo spokojna moze nawet za bardzo...

KAMBODZA:
+ Sliczna dzungla
+ Swiatynie Angkor (Ta Prohm).
+ Dobra kawa ;)
+ Ogolnie bardzo ciekawe doswiadcznie - egzotyczny kraj.
- Poczucie mniejszego bezpieczenstwa (Laos o wiele bezpieczniejszy i spokojniejszy)
- Stolica malo ciekawa a kompleks palacowy zdecydowanie mniej rozbudowany niz w Bangkoku.

TAJLANDIA:
+ Kraj dominujacy region, ma najwiecej do zaoferowania.
+ Rajskie Ko Phi Phi
+ Bangkok, z biegem czasu coraz bardziej intryguje
+ Jedzenie ogolnie bardzo smaczne, nalezy jednak uwazac jak wszedzie.
- Pierwszy konktakt: ludzie czesto nastawieni niemilo do odwiedzajacych kraj (szczegolnie - o dziwo - sektor turystyczny) porownujac caly czas do osciennych krajow.
- Niektore miejsca przereklamowane - nam tafilo sie Ko Tao.

Saturday, 18 July 2009

Tajlandia: dzien odpoczynku











Tajlandia: Kajakowa przygoda



Phi Phi przypomina chromosom. Nasz hotel jest zlokalizowany miedzy dwoma chromatydami. Stad tez mamy super widok na dwie piekne zatoki (jedna cudo). Dzisiaj postanowilismy zobaczyc kajakiem wlasnie ta ladniejsza (n.b. mozna pokonac polowe dystansu idac w wodzie po pas). W 2/3 zatoki (prawy brzeg) znajduje sie dziewicza plaza gdzie chcielismy sobie zrobic przerwe (35 minut kajakiem). Niestety sprawa nabrala innego wymiaru gdy w spokojnej zatoce pojawily sie fale (4.5 B.) - pierwsza nas zaniepokoila, druga nas wywrocila a trzecia dobila do skalistego brzegu (duzo ran, podtopienia, walka z falami, kraby, nike'i i okulary stracone). Na brzegu pojawil sie kolejny problem.
Drogi ladowej nie ma (a przynajmniej nie na kolanko Niki), fale najwieksze przy brzegu, wiosla parenascie m dalej i jak tu wrocic? Baza czarterowa kajakow na horyzoncie ale ludzie przypominaja mrowki wiec i nas nie zobacza. Na szczescie piekne slonce, mamy wode i banany. A tak serio, to nie bylo najciekawiej! Po dlugich rozmyslaniach zdecyodwalismy sie wspinac po malych i duzych kamieniach i isc przy brzegu a nie zapuszczac sie w dzungle. Udalo sie :) Jako ze Rafcio byl bez tenisowek a po drodze kraby i male muszle klujace i zadajace rany ciete Nika wpadla na pomysl zrobienia z majtek trampek! I bylo lepiej ! Dotarlismy na nasza plaze i zrobilismy awanture czlowiekowi, ktory czarteruje i nie uprzedza ludzi o niebezpiecznej plazy. Nika dotarla dzielnie do hotelu i moglismy sie cieszyc kapiela w basenie (zamieszczony obok obrazek). Jutro zwykle odpoczywanie ! Mamy tylko dylemat: przy basenie (wersja R) czy na plazy (D). Widok i tak bedzie rewelacyjny.


Friday, 17 July 2009

Tajlandia: Maya Bay (Ko Phi Phi Leh)



Wybralismy sie dzis na Koh Phi Phi Leh.Nie chcielismy jechac ze wszystimi turystami, wiec wypozyczylismy sami lodke.
Lodka milo kolysala sie na falach, mielismy uroczy prysznic z wody morskiej i cieszylismy sie sloncem.Jednakze nie moglismy przypuszczac,iz nasza wycieczka nie bedzie zwykla przyjemna wycieczka, tylko czekac na nas bedzie wiele wrazen.
Wyspa otoczona jest z wszystkich stron przez strome skaly, co czynia ja neisdotepna. W srodku znajduje sie najprawdziwsza dzungla i wspaniala zatoka z bialym piaskiem i turkusowa woda.
W pewnym momencie lodka zatrzymala sie i nasz przeowdnik pwoeidzial,zebysmy skakali i plyneli do brzegu, przeszli przez wyspe, aby po drugiej stronie znalezc sie na Maya Beach.
Plywanie bylo bardzo przyjemne, jednak pod koniec okazalo sie ,ze brzegu strzeza strome glazy i skalki. Dotracie na brzeg rprzypominalo wyzywanie z Fear Factory-trzeba bylo sie wspomgac lina obciazana przez innych, ktorzy przypadkiem podtapiali cala reszte, wysokie fale rzucaly nas na glazy i bardzo ciezko bylo utrzymac sie w pionie.
Bilans przeprawy:
rany ciete-2 -R.
Po dotarciu trzeba bylo sie jakos przedostac przez skaly-ulatwione to zostalo przez ogromna drabine z duzym odstepem miedzy szczeblami.Pozniej przejscie bylo jendak samaprzyjemnoscia- sciezki w bialym piasku pomiedzy agawami, a dookola tajemnicze , neizdobyte skaly.
Maya Bay przepiekna.Najladniejsza zatoka jaka widzielismy. Zobaczcie ja na zdjeciach.
Wracajac moglismy obserwowa przepiekne rybki, plywac w ich lawicy a Rafcio nawet karmil je z reki bananem.
Byly niesmaoiwcie kolorowe-zolto-czarne, czerwone...przepiekne!

Niektore zdjecia sa z wczorajszego wieczoru - pokaz ogni, thaibox, beach party. Reszta z Maya Beach.


Wednesday, 15 July 2009

Tajlandia: Ko Phi Phi cd










Tajlandia: Trust me, it's paradise ("The Beach")

Jestesmy na rajskiej wyspie Koh Phi Phi(gdzie krecono znany film "The Beach") ale zanim przjdziemy do zachwytow nad krajobrazem i opisu naszej sielanki napiszemy jak minela nam podroz z Ko Tao na Koh Phi Phi.
Jak pisalismy wczesniej transport odbyl sie sleep boatem. Ku naszemu zdziwieniu nie byl to jednak turystyczny statek tylko
cargo z 3 cysternami. Warunki byly bardzo dobre jak na taki statek i wszystko bardzo tanio - caly transport za ok. 100 PLN (statek - 8 godzin + minibus 4h + lodka 2h na Ko Phi Phi).
Najgorsza czescia podrozy byla zdecydowania ta ostatnia przeprawa lodka (fala 6 i wiatr 5 w skali B.).
Lodka bardzo niestabilna i zapomnielismy wziac za wczasu aviomarin.
Wyspa jest cudowna i nieprzereklamowana jak Koh Tao. Co wiecej brak skuterow, samochodow i hord turystow. A widoki - przepiekne!
Jestesmy w jednym z lepszych hoteli na wyspie ale jutro chcemy zagrac va bank i ruszamy prawdopodobnie do najlepszego z basenem z widokiem na
zatoke (turkusowa woda i zamkniety z dwoch stron gorami akwen).
W najblizszych dniach wiecej bedzie zdjec, ktore mowia same za siebie - jemy wspanaily seafood ( za 20 PLN :) ), spimy, spacerujemy po plazy, spedzamy dlugie godziny w cieplutkiej wodzie i rozkoszujemy sie pobytem.





Ale dosc juz tego opisu, idziemy na impreze (Half moon party!).



Sunday, 12 July 2009

Tajlandia: Koh Tao


Ko Tao jest pelne kontrastow i nei wiemy dokladnie co o nim sadzic.
Z jednej strony,jako ze mamy wyobraznie umiemy dostrzec urok rajskiej wyspy, ktory na pewno oczarowuje przy ladnej pogododzie. Z drugiej jednak, patrzac realistycznie musimy przyznac,ze troche nas rozczarowal brak slonca i wielogodzinny deszcz, a w najlepszym wypadku przejasnienia- no coz...monsun.

Jednak bardzo dobrze sie bawimy-wczoraj wypzoyczylismy quada i szalelismy zwiedzajac wyspe, a dzis przejechalismy ja wzdluz i wszerz skuterem.
Podobno Ko Tao ejst rajem dla nurkow, my jednak wolimy spedzic wiecej czasu na podobno, 'rajskiej wyspie'(krecono tam "The Beach") i udac sie dzis na Ko Phi Phi.

Dzisiaj wieczorem uciekamy wiec sleep boat'em i jutro dotrzemy do Ko Phi Phi.

Friday, 10 July 2009

Tajlandia:3 days in Bangkok

Ostatnie 3 dni spedzilismy dosc bezproduktywnie z turystycznego punktu widzenia, aczkolwiek pomimo choroby Niki, dobrze sie bawilismy.
Tym razem odkrylismy nowoczesna strone stolicy Siamow.

Bylismy w mega-nowoczesnym centrum handlowym i juz wybralismy sobie samochody na przyszlosc-Rafcio czeka az zakoncza renowacje salonu Astona, a Nika wybrala Porsche 997.

Po powrocie z poludnia mamy zamiar wybrac sie do supernowoczesnego kina z podwojnymi siedzeniami .
(u gory zachod slonca i duma mieszkancow miasta - nowoczesny Skytrain)

Wczoraj jedlismy kolacje w Hard Rock Cafe (zdjecia wkrotce).Jedzenie pyszne, swietna atmosfera.
Cieszymy sie ,ze za godzine wyruszamy na poludnie, bo od 2 dni zrobilo sie strrrrrasznie goraco.
Z ciekawostek, spotkalismy naszych znajomych Niemcow , ktorych poznalismy w Laosie i z ktorymi podrozowalismy do Kambodzy (ogolnie widzimy czesto te same twarze globtrotterow).
Jedna z nich jest amerykanin, ktory jadl z nami przez 3 dni sniadanie w Starbucksie i zawsze byl tam o tej samej (nietypowej jak na sniadanie - 12/14ta) porze co my. Yankesi szczegolnie upodobali sobie Laos - Peter (z Vientiane, urodzony w San Fr.) i Bobby (Bangkok, ur. Hawaje) twierdza, ze nie ma lepszego miejsca w Indochinach niz nasze ulubione krolestwo.
Dziwwwne ale ludzie sa tam wyjatkowo sympatyczni, to fakt. Nie mozna tego powiedziec niestety o Tajach.
Wczoraj lapalismy taksowke na wyjatkowo ruchliwej arterii. Po 10 minutach jedna sie zatrzymala.Rafcio podszedl i w tym miejscu zamieszczamy doslowny dialog(t-taksiarz):
R: To Banglamphu?
T: How much?
R:Taximeter,ok?
T:F*** you!!!
Kolejnym dziwakiem byl dzisiejszy sprzedawca t-shirtow.Rafcio nabyl juz jedna ksozulke w sklepie obok i pyta(s-sprzedawca):
R:How much?
S:190
R:100
S(pokazal nam gdzie jest wyjscie)

Od wyzej wspomnianego Bobbiego dowiedzielismy sie,ze Siamowie nie lubia turystow, a Wietnamczycy podono wrecz ich nie znosza (edukacja gra szczegolna role) . Dobre to krolestwo Lao.

Ko Tao - juz przybywamy !

Wednesday, 8 July 2009

Tajlandia: Zastrzyk nowoczesnosci!

Wczoraj wieczorem Nike dorwaly bole brzucha i goraczka. Dzis rano zdecydowalismy sie wezwac lekarza do guest house'u (ktory notabene jest jednym z ladniejszych w jakim bylismy) - symptomy mogly wskazywac na malarie albo inne tropikalne swinstwo wiec chcielismy byc ostrozni. Niestety wzywanie lekarza jest tutaj praktycznie niemozliwe, zatem wybralismy sie do najlepszego szpitala w miescie - Bumrungrad International.
Bumrungrad International...czy to nie brzmi jak nazwa jakiegos dobrego hotelu?
Zdjecia wgramy jutro i sami sie przekonacie, ze nie jest to dalekie od rzeczywistosci. W dwoch slowach: jest to najlepszy szpital jaki widzielismy wliczajac Sinai Hospital w Miami czy amerykanski szpital w Neuilly.
Diagnoza: ostre zatrucie pokarmowe.
Szpital wyglada niesamowicie. 20 pieter (jeden z wiekszych budynkow Bkk), 2 Starbucksy, super nowoczesny sprzet, w poczekalniach duze telewizory itd.
Wszystko to po wyjatkowo atrakcyjnych cenach - po klienteli widac, ze zjezdza sie z calego swiata (glownie Emiraty etc). Ponoc poziom zabiegow nie odbiega od zachodnich a cena jest wielokrotnie nizsza. Super higienicznie - maseczki obowiazkowe.
Teraz siedzimy w kafejce jednego z najlepszych centrow handlowych (Zegna, Jacobs...).
Jakze rozni sie to od stolicy Laosu czy nawet Kambodzy!

Monday, 6 July 2009

Kambodza: swiatynie Angkor

Wstalismy przed 5 rano, zeby dostac sie jak
najszybciej do Angkor Watu, bo slyszelismy,ze nawet tydzien nie wystarcza na zwiedzenie calego kompleksu swiatyn.


Jakze wielkie bylo nasze zdziwienie, gdy juz o 13 bylismy spowrotem w Siem Reap po przejechaniu obu tras-tej przeznaczonej na pelny dzien zwiedzania oraz tej przeznaczonej na 3 dni.
Angkor Wat jest intrygujacy (ze wzgledu na tajemnicza atmosfere oraz polozenie w centrum tetniacej zyciem dzungli), aczkolwiek o wiele wieksze wrazenie zrobil na nas Ta Prohm,gdzie glownym architektem jest przyroda(krecono tutaj"Tomb Raidera").
Nie bylo praktycznie nikogo oprocz nas, wiec moglismy sie w pelni nacieszyc ta niesamowita atmosfera oraz krajobarzem, ktory stanowi mieszanke XII- wiecznej khmerowskiej architektury oraz olbrzymich, starych korzeni oplatajacych ruiny.






Caly kompleks przypomina ogromne amerykanskie parki narodowe, a przemieszczanie sie bez tuk-tuka(odleglosci rzedu 10 km) jest praktycznie niemozliwe(dla sportowcow pozostaje rower, a dla Amerykanow jeep).

Saturday, 4 July 2009

Kambodza: Pnom Phen



Widzieliscie kiedys takie cappucino za 2 USD?
(Black Canyon Coffee Pnom Phen)


Pnom Phen - Royal Palace przed burza


Friday, 3 July 2009

Kambodza:welcome to Khmerland!

Nasza dluga opowiesc rozpoczynamy jeszcze w Laosie.
W Krolestwie Lao nastaly warunki niegodne krolewskiej pary.Wpierw mrowki w naszej poscieli, a nastepnego dnia nasz stary przyjaciel, ktorego spotkalismy juz rok temu w Nowym Jorku-los amigos karaluchos(kukalaka, coakroach, cafard)
KARALUCH W LOZKU!

Laotanczyk z obslugi hotelu(pseudo) patrzyl na nas jak na wariatow, kiedy mu oznajmilismy,ze chcemy natychmiast( polnoc) zmienic hotel. Nie dosc tego, podlczyl nas jeszcze za wode.

Po nieprzespanej nocy(wyladowalismy w innym guesthousie ale nie moglismy juz zmruzyc oka) wyruszylismy na podboj Kambodzy.
Podoz okazala sie bardzo ciekawa. Krajobrazy poludnia Laosu wokol Mekongu byly naprawde bardzo ladne, zblizone troche do Amazonii, choc znacznie mniej bogata i gesta roslinnosc.
5 razy zmienialismy autobus. Jechalismy ponad 14 godzin bez toalety i jedzenia. Goraco.
Pierwszy raz przekroczylismy granice, jak typoi backpackerzy idac 7 minut z plecakiem miedzy dwoma krajami w srodku dzungli. Gdby nie to,ze mili Nikaragujczycy pozyczyli nam niezbedne 40 dolarow, podzielilibysmy los bhatera filmu"Terminal"(ktory utknal w strefie nienalezacej do zadnego kraju i nie mogl przekroczyc obu granic)
Moglismy wyjechac z Laosu dopiero po wreczeniu niezbednej lapowki.
Nasi znajomi nie dopuscili mysli przekupienia urzednika, wiec ow urzednik zatrzasnal im przed nosem okienko.Dopiero jak im wytlumaczylism,co wczesniej powiedzial nam Alvin(Brytyjczyk, ktory miszkal ponad 5 lat w Tajlandii) :na pytanie przedstawiciela strazy granicznej:Do you want to visit my country or do you want a visa? Nie nalezy koniecznie upierac sie przy wizie.
Przekraczamy granice (w tle Roberto z Nicaraguy)
W autobusie spotkalismy milych Pol-Niemcow i juz teraz wiemy jak walczyc z chorobami zoladkowymi(Niemiec dal nam caly wyklad-studiowal medycyne i przejechal kawalek Ameryki Poludniowej)
Bilans podrozy z Pakse do Pnom Penh:
Piekne widoki- duzo
jedzenie-0
Mili wspoltowarzysze-4
Skradziona komorka- 1
Podroz autobusem ze znajomymi z Niemiec
Jestesmy w Pnom Penh i rozkoszujemy sie miedzynarodowym jedzeniem(KFC, ktore tutaj odwiedzane jest przez wyzsze sfery oraz zakochane pary, a takze restauracja rosyjska przy ambasadzie)Rafcio zadowolony z soljanki.