Sunday, 14 August 2011

RPA: lot & dzien 1





W tym roku dzieki okazyjnej cenie lotu Emirates calkiem niespodziewanie wybralismy sie do Kapsztadu.

Z Londynu lecielismy 7 godzin do Dubaju, podczas ktorych skosztowalismy pyszne jedzenie oraz mielismy przyjemnosc bycia obslugiwani przez bardzo mila zaloge. Nawet Nika( dzieki koktajlowi z wina, Xanaxu i uspokajacego dzialania Rafcia) przyjemnie zniosla podroz( przedrzemawszy cala podroz). Dubajskie lotnisko zrobilo na nas niesamowite wrazenie, pomimo wczesnej pory( 5 rano czasu londynskiego)-przepych i nowoczesnosc, a oprocz tego nieslychany zar wyczuwalny nawet na lotnisku(na zewnatrz 41 stopni Celsjusza- kilkanascie godzin pozniej przez chwile zalowalismy, ze sie tam nie zatrzymalismy na dluzej- jednak mozliwosc wyladowania w wiezieniu za pocalunek w policzek juz wczesniej ostudzila nasze zapaly).



Lot do Kapsztadu byl takze przyjemny(nie liczac malych turbulencji nad Zambia), jednak widac, ze wieksza wage przywiazuje sie do lotu do Dubaju( ale, jak dodaje Rafcio, plusem byl polpusty samolot-albo polpelny, jak kto woli, dzieki czemu mielismy dla siebie caly czterosiedzeniowy rzad)- jedzenie gorsze, obsluga takowoz.

Kapsztad powital nas w sposob zabawny i dosc zaskakujacy. W tym miejscu nalezy wspomniec, iz Rafcio nie moze sie obejsc bez co najmniej dwoch bananow dziennie. Nikogo nie zdziwi zatem, iz wyladowawszy w Kapsztadzie dzierzyl w reku dorodnego zoltego banana.


Bez problemow przeszlismy kontrole paszportowa, jednak schodki pojawily sie przy odprawie celnej. Pani celnik z usmiechem zapytala nas, czy nie mamy papierosow badz alkoholu. My odparlismy oczywiscie, ze nie. No i wtedy pani ujrzala banana.
Ujrzawszy ten owoc oznajmila kategorycznie, ze banan musi byc zdeklarowany i Rafcio powinien wypelnic dwie strony formularza celnego. Na to Rafcio odparl:" Ale ja tego banan moge wyrzucic". A pani:"Nie, nie. Najpierw banana trzeba oclic!"
Rafcio zatem zabral sie za wypelnianie formularza, podczas kiedy Nika bezskutecznie tlumila smiech. Nie zdolala tego dluzej uczynic kiedy Rafcio zapytal: "A w jakiej walucie mam podac oszacowana wartosc banana?" Na to pytanie na ustach pani takze zagoscil usmiech.Aczkolwiek nie zmienilo to faktu, ze formularz musial byc wypelniony.


Po wypelnieniu formualrza stojacy obok pan celnik powiedzial z duma Rafciowi: "A teraz mozesz go zjesc"A drugi dodal: "Lub wyrzucic". Rafcio odparl: "Juz nie jestem glodny" wyrzuciwszy przedmiot sporu do stojacego niepodal kosza.

Po zabawnej przygodzie z bananem znalezlismy sie w hali przylotow. Dzieki NIESLYCHANEJ wprost umiejetnosci ogranizacji Rafcia czekal na nas taksowkarz, ktory okazal sie na tyle mily, ze dowiozl nas we wlasciwe miejsce mimo, iz nasz guesthouse na stronie internetowej mial podany zly adres.

Oprocz banana, Kapsztad przygotowal dla nas druga, tym razem mniej zabawna, niespodzianke, ktora mozna opisac w czterech slowach:12 stopni Celsjusza i deszcz.Jednak nawet deszcz nie byl w stanie odjac temu miastu uroku, tym bardziej,ze nad zatoka opasajac dwie gory jak rama obrazu, pojawily sie dwie nasycone barwa tecze.

Guesthouse okazal sie bardzo mily, prowadzace go holenderskie malzenstwo rowniez(chociaz wyladowalismy w domku po drugiej stronie ulicy, ktora nie jest az tak"glamour" jak ta pokazana na stronie internetowej). Jedynym minusem byla bardzo niska temperatura.
Jednak juz dzisiaj sie zdecydowanie rozpogodzilo, z nieba zniknely wszystkie chmury i wyjrzaly iscie afrykanskie slonce(polaczone z wiatrem0 nadal dosc zimno), a w naszym domku jest o wiele cieplej odkad zostal nam dostarczony dodatkowy kaloryfer(chociaz nawet podloga jest tam ogrzewana).
Rafcio chce juz zalaczyc zdjecia, zatem nasze dzisiejsze wrazenia zostana opisane jutro. Napomkne tylko,ze widzielismy dzisiaj Waterfront- cudowny!

No comments: